Kolejna edycja bychawskiej dwudniówki kolarskiej odbyła się pod nowym szyldem "MPMKS". Sformalizowane tym sposobem rozszerzenie formuły zawodów zaowocowało skokowym wzrostem poziomu rywalizacji. Średnie prędkości czasówki i wyścigu ze startu wspólnego nie odbiegają już od tych osiąganych podczas wyścigów "masters". Osiągnięcie zadowalających wyników w Bychawie wymaga solidnego przygotowania i sporego doświadczenia startowego na szosie.
Dzień Pierwszy- czasówka.
Umarł król... niech żyje król!!! Roberto niepokonany od zarania na trasie ITT mimo osiągniętego najlepszego ze swych dotychczasowych wyników musiał uznać wyższość trzech zawodników. Dziesięć kilometrów w trzynaście i pół minuty już nie gwarantuje zwycięstwa. By wygrać medyczną czasówkę trzeba zbliżyć się do granicy trzynastu minut. Wojtek Jurasz znany z nieziemskiej konsekwencji w realizacji zamierzeń swój cel osiągnął. Przyznał, że trenował każdy aspekt jazdy na czas włącznie z perfekcyjnym nawrotem. Efekt: trzynaście minut i dziesięć sekund !! i dopiero ponad dwadzieścia sekund po nim kolejni rywale. w ubiegłym roku średnią ponad czterdzieści km/h dowiozło do kreski pięciu kolarzy, w tym roku szesnastu! Wynik Wojtka jest fenomenalny, wyśrubowany, ale kto wie czy za rok nie padnie magiczna granica trzynastu minut?
Dzień drugi- start wspólny
Start wspólny jest zawsze wielką niewiadomą. Jedno było pewne: w peletonie było co najmniej kilku, a może kilkunastu ludzi, których umysły zaprzątał problem: jak rozegrać ten wyścig? Każdy, kto ściga się na szosie wie, że niska prędkość przeciętna ma konsekwencje niekorzystne. Do mety dojeżdża duża grupa, brylują sprinterzy, roi się od kandydatów do miejsc na pudle. z drugiej strony aby zerwać z koła rywali trzeba się nieźle natyrać. Ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Dramaturgia piątej edycji MPMKS była pasjonująca. Mocni i odważni nie próżnowali. Skoki, zaciągi, arytmiczny interwał. Ogień pod każde wzniesienie, atak, kontra, poprawka. z peletonu drzazgi leciały.
Już na pierwszym okrążeniu rozpadła się grupa zasadnicza. Kolejne podjazdy i podkręcenia tempa powodowały ciągłą redukcję liczebności czołówki. Jeden z ataków na drugim okrążeniu przesądził o zwycięstwie Tomka Kaczmarka nad Markiem Paściakiem w kategorii C. Tomek "zabrał się" w odjeździe, Marka załatwił nielubiany przez niego najdłuższy podjazd rundy (ten po zakręcie w prawo).
Brąz w tej kategorii przypadł Januszowi Lewandowskiemu. Trzecie okrążenie zawsze wywołuje szybsze bicie serca (do HR max. Włącznie). Na dziesiątym kilometrze rundy pękło grupetto przodowników i powstała ucieczka złożona z Tadzia Bizewskiego, Pawła Szaduro i Roberta Nanowskiego. w grupie goniącej pozostali: Michał Małysza, Dario Morawski, Robert Krawczyk, Grzesiu Tomasiak, Marcin Makowski i Wojtek Jurasz. Motywacja uciekających i goniących była równie wielka, jedni i drudzy wiedzieli, że nie można odpuścić.
Okazało się, że większa liczebność i więcej zachowanej świeżości grupy pościgowej doprowadziła do kasacji ucieczki na podjeździe w Starej Wsi (tym co go prezes nie lubi :-)). O losach wyścigu rozstrzygnął ostatni podjazd trzy km od mety. Zaciągnął tam Paweł Szaduro, a soczystą poprawkę dołożyli Grześ Tomasiak z Marcinem Makowskim. Uzyskali kilkadziesiąt metrów przewagi i w takiej kolejności wpadli na kreskę odpowiednio cztery i trzy sekundy przed finiszującymi w rozsypce: Michałem, Robertem K., Robertem N. i Pawłem. Po kilkudziesięciu sekundach wpadł na metę szczęśliwy Dario, zostając niniejszym zwycięzcą kategorii B, a kilka sekund po nim Tadzio zdobywając brąz w A.
Wśród pań, które wystartowały wspólnie ze wszystkimi kategoriami mężczyzn jakby mniej zaskoczeń. Kasia Klimala okazała się bezkonkurencyjna (uprzednio wygrywając czasówkę) i zameldowała się na mecie przed coraz szybciej jeżdżącą Agnieszką Bolestą i debiutantką w MPMKS Kasią Jurkiewicz.
Kasi Jurkiewicz udało się stanąć na pudle mimo podłego pecha na pierwszych metrach wyścigu. "Liźnięcie" koła przysporzyło jej paru klasycznych szlifów. A po wieczornej biesiadzie wiemy, że Kasia "woli bez"... bez plastrów na sączących ranach :-).
Generalnie ta Bychawa to bomba! Niesamowity ładunek emocji, energii i pozytywnej wibracji. Teraz, gdy siedzę w domu przed kompem i piszę te słowa moja dusza walczy z uczuciem pustki. Trudno zapełnić w niej lukę po należącej już niestety do przeszłości "Bychawie Piątej".
z serdecznymi uściskami dla wszystkich naszych kochanych bychawskich orgów!!!!!
Roberto